Od zawsze lubię eksperymentować z kosmetykami - zarówno z pielęgnacją, jak i kolorówką. Z ciekawością sprawdzam działanie zarówno drogich kosmetyków, ale równie chętnie porównuję z nimi te tańsze. Jedynie z kremami do twarzy zawsze miałam problem - wmówiłam sobie kiedyś, że wszystko co tanie i drogeryjne, a nie z półki "dermo" na pewno mojej cerze zaszkodzi. Jednak jakiś czas temu pojawiła się u mnie seria ProvitaD, która po prostu odmieniła moje myślenie, o czym w poprzednim poście. A skoro ona okazała się tak genialna, zaufałam kolejnemu kremowi marki Lirene, z serii Youngy 20+, czyli akurat dla mnie, bo dwudziestka za pasem.