Dziś na blogu króluje Eveline, tak więc pozostając w klimacie, wrzucam recenzję "luksusowego kremu SOS". Czy faktycznie okazał się luksusowy i czy sprawdził się w sytuacjach SOS? W zasadzie sama nie wiem jak go ocenić, bo z jednej strony go polubiłam, a z drugiej czuję niedosyt.
Luksusowa kuracja regenerująca dla skóry suchej i wrażliwej, wymagającej intensywnego odżywienia i wzmocnienia. Innowacyjna formuła bogata w peptydy najnowszej generacji Matrixyl 3000™, kolagen morski Collasurge™ oraz komórki macierzyste PhytoCellTec™ przywraca gęstość i sprężystość skórze. bioHyaluron Complex™, zawierający kwas hialuronowy, działający w synergii z kompleksem Magnolidone®, zapewnia ekstremalnei długotrwałe nawilżenie. bioOlejek arganowy, masło shea oraz ekstrakt z jedwabiu głęboko odżywiają, wygładzają i uelastyczniają skórę. Witamina E przeciwdziała procesom starzenia się.
Krem do ciała zamknięty jest w plastikowym, okrągłym pojemniku, który jest zakręcany. Odpowiada mi taka forma, dzięki niej używanie jest szybkie i bezproblemowe. Krem jest całkowicie biały, ma bardzo przyjemny (choć delikatny zapach) - taki... kremowy. Konsystencja jest raczej balsamowa, może minimalnie bardziej gęsta. Dobrze się rozsmarowuje i całkiem szybko wchłania. Nawilża całkiem nieźle, ale to działanie krótkotrwałe, a nie na dłuższą metę. Trzeba bardzo regularnie go używać, aby podtrzymywać nawilżenie i odżywienie ciała. Niestety, przez olej mineralny na drugim miejscu, może zapychać i niestety tak się stało - wywołał wysyp "kaszki" na dekolcie, która na szczęście dość szybko zniknęła po zaprzestaniu używania. Efektu ujędrnienia nie zauważyłam, pewnie dlatego, że wcale się go nie doszukiwałam. Ostatnia kwestia, to kwestia określenia kremu "luksusowym" - dlaczego? Nie mam pojęcia, nie wiem co w tym kremie albo w marce Eveline jest luksusowego, ale.... no cóż, chwyt marketingowy ;-)
Moim zdaniem krem jest całkiem przyjemny i wieczorami lubiłam pomiziać nim ciało, ale... luksus dla mnie ma zupełnie inną postać, a krem przez zapychanie skóry raczej nie zagości ponownie w mojej łazience.
Zdjęcia - na potrzeby bloga www.makiazas.pl - wykonał Mateusz Haas.
Dobrze wiedzieć, raczej się na niego nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś go wypróbuję, kto wie :)
OdpowiedzUsuńja też nie widze tu nic luksusowego ;) żeby chociaż opakowanie się różniło od standardowego Eveline ;)
OdpowiedzUsuńNo cóż w takim wypadku na moim ciele nie zagości. Kaszka skutecznie zniechęca :/
OdpowiedzUsuńA czy to nie jest trochę tak, że produkty, które mają "luksusowy" w nazwie zazwyczaj właśnie luksusowe nie są? ;) Lubię markę Eveline za wiele produktów, ale ten krem raczej mnie nie kusi.
OdpowiedzUsuńChyba coś w tym jest - te naprawdę luksusowe nie muszą się dowartościowywać nazwą :-)
Usuń