Ponieważ w mojej łazience wanny brak, a prysznic to nie to samo - każda kąpiel jest dla mnie niesamowitą przyjemnością i za sprawą kosmetyków staje się niemalże rytuałem, który niesamowicie mnie relaksuje i poprawia humor. Cinders nie jest pierwszą kulą marki Lush, po którą sięgnęłam, ale będzie pierwszą o której coś napiszę. Wcale nie dlatego, że polubiłam ją najbardziej. Po prostu najlepsze zostawię na koniec, a zaczynam od kuli, która jest stokrotnie lepsza od innych marek, ale za to dużo brakuje jej do pozostałych lushowych cudeniek.
Lush, Cinders, Bath Bomb
Olej migdałowy, słodka pomarańcza oraz olejek eteryczny z liści cynamonowca dają świąteczny, owocowy zapach z odrobiną pikanterii, który podniesie cię na duchu i utrzyma się na skórze. Do mieszanki dołączyliśmy także cukierki, które w trakcie rozpuszczania delikatnie trzeszczą i przypominają dźwięk kominka. Kula działa oczyszczająco na ciało i duszę ;-). Produkt pochodzi ze specjalnej edycji świątecznej.
Cinders jest średniej wielkości kulą, przez co wystarczyła na jedną kąpiel. Ma żółty kolor, a w jednym miejscu nagromadzoną ilość "trzaskających cukierków", ale potem okazało się, że ów pomarańczowe drobinki znajdują się w całej kuli. Ma niesamowicie intensywny, piękny zapach. Trudno mi go określić - wszystkie składniki tworzą niesamowitą wiązkę, nie czuję tu jednego, wiodącego zapachu. Cynamon, za którym nie przepadam, nie drażni moich nozdrzy.
W wodzie rozpuszcza się dość spokojnie, przy okazji musuje. Cukiereczki powoli się rozpuszczają, ale nie udało mi się wychwycić dźwięku trzaskania jak w kominku. Woda przybiera żółtawy kolor, który nie wygląda zachęcająco, ale zapach unoszący się w łazience sugeruje, że warto się w tej wodzie zanurzyć. Nie da się jednak ukryć, że zapach zdecydowanie wypada słabo, początkowo jest intensywny, a w wodzie dużo mnie.
Po wyjściu z wanny przez cały wieczór czułam ten niesamowicie przyjemny zapach, który otulił moje ciało. Kula jakoś specjalnie nie nawilżyła, ale zniwelowała poczucie wysuszonej skóry. Po poznaniu innych umilaczy kąpielowych Lusha przyzwyczaiłam się do większej ilości olejków, które dobrze nawilżają i odżywiają ciało i tego mi tutaj trochę zabrakło.
Kula pochodzi z kolekcji świątecznej, a inne produkty marki Lush (w tym kule dostępne w regularnej spredaży) możecie kupić tutaj.
Zdjęcia - na potrzeby bloga www.makiazas.pl - wykonał Mateusz Haas.
mimo wszystko kusi... jak właściwie wszystko tej firmy...
OdpowiedzUsuńKusi, kusi... a mój portfel cierpi odkąd mam stały dostęp do marki... :)
UsuńJeszcze nigdy nie miałam kuli do kąpieli, chciałabym wypróbować :)
OdpowiedzUsuń