Do tej pory nie pisałam jeszcze na blogu o żadnych cieniach - aż dziwne, bo bardzo lubię ich używać. Dziś będzie o moim najnowszym cieniowym nabytku, który przyszedł do mnie pocztą, od Małgosi z bloga 77fantasmagorie77. Jest to pojedynczy cień Pierre Rene w kolorze fioletowym. Przyznaję, że to mój pierwszy produkt tej marki, choć słyszałam o niej wiele dobrego. Jeśli ciekawi Was, jak spisał się cień, zapraszam do dalszej lektury.
Kliknij i powiększ |
Piękne, minimalistyczne opakowanie i nie lada zagadka dla mnie... Tak, oficjalnie się przyznaję - długo kombinowałam jak to cudeńko otworzyć :P W końcu wpadłam na to jak otworzyć, a moim oczom ukazał się sprytnie ukryty aplikator(pacynka). Jest to bardzo wygodna sprawa. W zasadzie, wolę używać pędzli, ale jeśli gdzieś wyjeżdżam, a kosmetyczkę ograniczam do minimum - ten aplikator jak najbardziej da się używać.
Mój kolor to nr 143 Lavender Lulluby - metaliczny, jasny fiolet. A skoro już jestesmy przy kolorze, to powinniście wiedzieć, że w gamie kolorystycznej wybierać możecie, bo firma proponuje aż 100(!!!) kolorów. Cień pięknie lśni na powiece, drobinki ładnie połyskują, ale nie są nachalne.
Cień jest świetnie napigmentowany, po nałożeniu kolor wygląda tak samo jak w opakowaniu, co bardzo mnie cieszy. W zasadzie pod względem intensywności, jest lepszy niż wiele droższych cieni, które posiadam.
Niestety, z trwałością jest trochę gorzej. Intensywny kolor utrzymuje się przez ok. 3godziny, potem staje się dużo delikatniejszy i taki utrzymuje się przez resztę dnia. Dla mnie to nie problem, ponieważ przez cały czas wygląda bardzo ładnie i delikatnie się mieni.
Cień się nie osypuje - ani przy nakładaniu, ani w trakcie "noszenia". Ogólnie aplikacja jest bardzo prosta. Łatwo się go nakłada, rozprowadza - nie kruszy się, nie odbija na górnej powiece. Jak dla mnie - cień idealny.
Pojedyncze cienie by Pierre Rene, znajdziecie w Naturze za ok. 10zł/1,5g. Moim zdaniem jest to bardzo przystępna cena za tak świetny produkt. Z pewnością kupię sobie jeszcze kilka kolorów, zwłaszcza, że dostępne są także w wersji matowej i te również mocno mnie kuszą.
Wybaczcie mi te posklejane rzęsy, testowałam nowy tusz, który się nie sprawdził |
ma bardzo ciekawe opakowanie :) nie miałam tego cienia a wygląda super:)
OdpowiedzUsuńrany, ale cudny! kocham fiolety!
OdpowiedzUsuńŚliczny kolorek!
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie wygląda na powiece :)
OdpowiedzUsuńpiękny ten cień :)
OdpowiedzUsuńCudowny kolorek ;)
OdpowiedzUsuńśmieszne opakowanie, a cień sam w sobie śliczny, chociaż ja wolę paletki, bo takie pojedyńcze zawsze mi gdzieś giną :>
OdpowiedzUsuńkolorek ciekawy, lubię takie odcienie!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :) też nie znam zbyt dobrze Pierre Rene ale nie wiedzieć czemu pomyślałam, że pasowałby do Ciebie hehe:))
OdpowiedzUsuńIdealnie trafiłaś :* - jeszcz raz dziękuję:)
Usuńkiedyś miałam żółty kolorek i również był świetnie napigmentowany:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, pigmentacja jest niezła.
OdpowiedzUsuńLubię fiolety,szczególnie te w wydaniu perłowym ;)
OdpowiedzUsuńZ Pierre Rene miałam kiedyś potrójne cienie i uwielbiałam je :)
OdpowiedzUsuńŁadne oczko :)
OdpowiedzUsuńDobry pigment to podstawa :) Ładny kolor :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie wygląda na powiece :)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś ;)
Sliczny odcień, uwielbiam fiolety :)
OdpowiedzUsuńMi w fiolecie jest dość kiepsko, ale u Ciebie wygląda bardzo ładnie, a do tego mocna pigmentacja :)
OdpowiedzUsuńMa bardzo ładny, delikatny kolorek :)
OdpowiedzUsuńJa wolę matowe ale ten wygląda dość ciekawie
OdpowiedzUsuńBardzo ładne, jak byłam na wakacjach w Ustce to była wyprzedaż tych produktów, a ile ich kobitki nakupowały to, o zgrozo :)
OdpowiedzUsuń